Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   157   —

Najłagodniejszym traktować wyrazem,
Nową cierpkością starych ran nie jątrzyć.
Antoniusz.  Mądre to słowa i gdybym już stanął
Na wojsk mych czele, do boju gotowy,
I wtedy jeszcze słuchałbym tej rady.
Cezar.  Witaj nam w Rzymie!
Antoniusz.  Dzięki!
Cezar.  Usiądź, proszę.
Antoniusz.  Nie, usiądź pierwszy.
Cezar.  Niechże i tak będzie.
Antoniusz.  Słyszałem, że mi za złe bierzesz rzeczy,
Które złe nie są, a gdyby i były,
Tylko mnie tyczą.
Cezar.  Byłoby śmiesznością,
Gdybym dla żadnych lub lichych powodów,
Chciał się uważać za obrażonego,
Zwłaszcza przez męża twojej dostojności:
Lecz większą jeszcze byłoby śmiesznością
Wspominać imię twoje z ubliżeniem,
Gdyby to moich spraw się nie tyczyło.
Antoniusz.  Cóż cię obchodzi mój pobyt w Egipcie?
Cezar.  Nie więcej pewno, jak mógł cię obchodzić
Pobyt mój w Rzymie, gdy w Egipcie byłeś;
Lecz jeśli spiski knowałeś w Egipcie
Przeciw mej władzy, miałem pewne prawo
Twym się pobytem w Egipcie zajmować.
Antoniusz.  Co chcesz rozumieć przez spiski, Cezarze?
Cezar.  Myśl mą. Antoni, może łatwiej pojmiesz,
Skoro się dowiesz, co mnie tu spotkało;
Brat twój i żona wydali mi wojnę,
A imię twoje było dla nich hasłem.
Antoniusz.  Mylisz się bardzo. Mój brat w swych działaniach
Nigdy mojego nie wspomniał nazwiska:
Pytałem o to, miałem objaśnienia
Z ust tych, co miecza w sprawie twej dobyli.
Czyż walcząc z tobą i mnie nie osłabiał,
Przeciw mej woli nie prowadził wojny,
Gdy twa potęga moją także była?