Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   141   —

Jego zwycięskie wiewają sztandary
Od Syryi, Lidyi, aż do jońskich brzegów,
Kiedy —
Antoniusz.  Antoniusz, chciałeś pewnie dodać —
Posłaniec.  O, panie!
Antoniusz.  Śmiało, nie łagodź wyrażeń,
Które na wszystkich rzymskich siedzą ustach.
Zwiej Kleopatrę, jak ją w Rzymie zowią;
Słowami Fulwii szydź, karć moje błędy
Z całą wolnością, jakiej używają
Prawda i potwarz. Ciernie tylko rosną
Tam, gdzie ożywcze umilknęły wiatry,
Lecz kto nam wskaże śmiało błędy nasze,
Grunt nasz uprawia. — Oddal się na chwilę.
Posłaniec.  Jeśli tak każesz. (Wychodzi).
Antoniusz.  Jakie nam wieści z Sycyonu przyszły!
1 Sługa.  Czy Sycyończyk jest jaki przytomny?
2 Sługa.  Czeka rozkazów.
Antoniusz.  Zawołaj go do mnie. —
Twardy egipski łańcuch muszę zerwać,

(Wchodzi Posłaniec).

Lub te miłostki zgubą moją będą. —
Kto jesteś?
2 Posłań.  Żona twa Fulwia umarła.
Antoniusz.  Umarła? kędy?
2 Posłań.  Zmarła w Sycyonie.
O jej chorobie i ważniejszych sprawach
List ten opowie. (Oddaje list).
Antoniusz.  Daj go. Możesz odejść.

(Wychodzi Posłaniec).

Wielki duch zgasnął. Tegom przecie pragnął.
Cośmy z pogardą niegdyś odrzucali,
Pragniemy znowu; bo dzisiejsza rozkosz,
Zwyczajnym tokiem wszystkich ludzkich rzeczy,
W przesyt się zmienia. Umarłej znow pragnę;
Ta samą dłonią, którąm ją odepchnął,
Pragnąłbym teraz przycisnąć ją do mnie.
Tej czarodziejki więzy muszę zerwać.