Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   119   —

Z własnych mu pułków pozwoliłem wybrać
Najlepszych ludzi; sam mu pomagałem
W żniwie, którego wszystkie zgarnął plony,
I z pewną dumą sam siebie krzywdziłem,
Tak, że nakoniec nie jego kolegą,
Ale żołnierzem jego się zdawałem,
I on też nawet traktować mnie zaczął,
Jakgdybym służył na jego jurgielcie.
1 Spisk.  Całej też armii było to podziwem.
Kiedy Rzym zajął, gdyśmy rachowali
Na tyle łupów co chwały —
Aufidiusz.  Dlatego
Wytężę wszystkie przeciw niemu siły.
Za kilka kropel niewieściego płaczu
(Który tak dla nich łatwy jest jak kłamstwo)
Sprzedał krew naszą, trudy i zwycięstwa.
Niech ginie za to, a na grobie jego
Odkwitnie wielkość moja. Lecz słuchajcie!

(Odgłos trąb i bębnów i głośne okrzyki ludu za sceną).

1 Spisk.  W rodzinne mury wszedłeś jak posłaniec,
Na powitanie twoje nikt nie wybiegł,
Na jego powrót pod niebo krzyk leci.
2 Spisk.  Głupie bydlęta, których dzieci zabił,
Dla chwały jego gardła rozdzierają.
3 Spisk.  Korzystaj z pory; nim usta otworzy,
I zanim pięknem słówkiem lud odurzy,
Niechaj uczuje ostrze twojej szabli;
My ci pomożem. Skoro go powalisz,
Po twojej myśli opowiesz wypadki,
I z ciałem jego obronę pogrzebiesz.
Aufidiusz.  Skończmy, bo widzę, senat się przybliża.

(Wchodzą Panowie miasta).

Panowie.  Radosnem sercem powrót twój witamy!
Aufidiusz.  Nie zasłużyłam na to powitanie.
Lecz czy me pismo, dostojni ponowie,
Odczytaliście?
Panowie.  Tak jest.
1 Pan.  Czytaliśmy,