Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   110   —

Że to całunek, którym z sobą zabrał,
I na mych ustach dziewiczo zachował. —
Lecz ach, szczebiocąc z tobą, zapominam,
Żem nie pozdrowił najgodniejszej matki! (klęka).
Kolano moje, wryj się teraz w ziemię,
Poszanowania głębsze zostaw ślady,
Niźli kolano pospolitych synów.
Wolumnia.  Wstań! Ja na twardym krzemiennym klęczniku
Klęknę przed tobą, objawię pokorę,
Przemienię rolę matki a dziecięcia (klęka).
Koryolan.  Przed zawstydzonym, matko, klękasz synem?
A więc kamyki na piaszczystych brzegach
Gwiazdom niech grożą! Niech zuchwałe wiatry
Cedry ciskają na słońce ogniste!
Niepodobieństwo niechaj zamordują,
Co być nie może, łatwem niechaj zrobią!
Wolumnia.  Tyś mym żołnierzem, bo ja ci pomogłam
Zostać, czem jesteś. Czy znasz tę matronę?
Koryolan.  To jest szlachetna Publikoli siostra;
To księżyc Rzymu, tak czysta, jak lodu
Kryształy ścięte z najczystszego śniegu,
A na świątyni Diany wiszące.
Droga Waleryo!
Wolumnia.  To twój wizerunek,
Który czas w biegu swym może rozwinąć
Na podobieństwo twoje.
Koryolan.  Bóg żołnierzy
Niech z przyzwoleniem wielkiego Jowisza
Wszystkie twe myśli natchnie szlachetnością,
By nigdy hańba ranić cię nie mogła,
Byś jak latarnia morska na wybrzeżach,
Sam nieugięty, majtków był zbawieniem!
Wolumnia.  Uklęknij, chłopcze!
Koryolan.  To synek mój dzielny.
Wolumnia.  On, żona twoja, ja i ta matrona
Zanosim prośbę —
Koryolan.  Nie kończ, matko moja,
Albo, nim skończysz, pomyśl wprzódy o tem,