Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   107   —

twój ojciec Meneniusz! O mój synu! mój synu! Gotujesz ogień na nasze miasto, patrz, oto woda, która go zgasi. Nie łatwo dałem się namówić, aby iść do ciebie, ale gdy mnie zapewniono, że ja jeden mogę cię do litości skłonić, westchnienia ludu wywiały mnie z bram miasta. Więc cię zaklinam, przebacz Rzymowi i twoim błagającym współobywatelom! Niech miłosierni bogowie złagodzą twoją wściekłość, a resztki jej obrócą przeciw temu hultajowi, który, jak głupi klocek, chciał mi zamknąć przystęp do ciebie.
Koryolan.  Precz!
Menen.  Co? precz?

Koryolan.  Ja nie znam żony, matki, ani dzieci;
Moje uczucia innym teraz służą;
Dziś zemsta tylko moją jest własnością,
Lecz przebaczenie leży w sercu Wolsków.
Nasza zażyłość gniew mój raczej drażni,
Każe litości zatrzeć starą pamięć,
Gdy o niewdzięcznem myślę zapomnieniu.
Przeciw twym prośbom uszy me silniejsze,
Niż bramy wasze przeciw moim siłom.
Wracaj do Rzymu! Przecie, żem cię kochał,
Zabierz to pismo — dla ciebiem je kreślił,

(Daje mu list).

I miałem zamiar posłać je do ciebie.
Wracaj co spieszniej — ani słowa więcej!
Mąż ten, Aufidiuszu, był mym przyjacielem,
A jednak widzisz —
Aufidiusz.  Wierny jesteś słowu.

(Wychodzą: Koryolan i Aufidiusz).

1 Szyldw.  Więc, mości panie, imię twoje jest Meneniusz?
2 Szyldw.  A jest czarodziejskiem słowem, jak widzisz. Wiesz teraz drogę do domu.
1 Szyldw.  Słyszałeś, jak nas zgromił, żeśmy waszą wielkość zatrzymali?
2 Szyldw.  Jak ci się zdaje, czy mam jeszcze powody do mdlenia?
Menen.  Nie dbam ani o świat, ani o waszego wodza. Co do takich jak wy stworzeń, ledwo mogę myśleć, że są