Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   105   —

To bardzo dobrze; przepuśćcie mnie jednak,
Przychodzę bowiem tutaj jako poseł.
Z Koryolanem mam sprawę.
1 Szyldw.  Skąd?
Menen.  Z Rzymu.
1 Szyldw.  Darmo się kusisz; wracaj, skąd przyszedłeś,
Wódz żadnych stamtąd nie przyjmuje poselstw.
2 Szyldw.  Wprzód nim u niego znajdziesz posłuchanie,
W płomieniach ujrzysz dachy twego miasta.
Menen.  Jeśliście kiedy, moi przyjaciele,
Słyszeli wodza rozmowy o Rzymie,
O przyjaciołach, których tam zostawił,
Obcem wam imię moje być nie może:
Jestem Meneniusz.
1 Szyldw.  Dobrze, wracaj jednak,
Twoje tu imię drzwi ci nie otworzy.
Menen.  Wierzaj mi, wódz wasz w sercu mnie swem nosi,
Byłem ja księgą świetnych jego czynów,
W której świat sławę jego niezrównaną
Czytał w obrazach, czasem za jaskrawych,
Bom zawsze moich przyjaciół wynosił,
(A on w ich liczbie pierwsze miejsce trzyma)
Z całem wylaniem, aż do prawdy krańców.
Nieraz, jak kula na spadzistym gruncie,
Kres przeskoczyłem, i w jego pochwałach
Do samych granic zmyślenia dotarłem.
Więc, przyjacielu, musisz mnie przepuścić.

1 Szyldw.  Na uczciwość, mój panie, gdybyś nawet tyle kłamstw powiedział w jego interesie, co słów teraz w swoim, to i tak nie znalazłbyś tu przejścia, nie, choćby kłamstwo taką było cnotą, jak czyste życie. Wracaj, skąd przyszedłeś!
Menen.  Nie zapominaj, przyjacielu, że imię moje Meneniusz, który zawsze gorliwie popierał stronę twojego wodza.
2 Szyldw.  Choć byłeś jego łgarzem, jak sam wyznajesz, to ja znów jestem żołnierzem prawdomowcą na jego rozkazy, muszę ci więc powiedzieć, że przepuścić cię nie mogę. Wracaj, skąd przyszedłeś!