Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   98   —

Albo rzeźników muchy zgniatających.
Menen.  Możecie z waszej chełpić się roboty,
Wy i gromada waszych fartuchowców,
Mądrzy obrońcy krzykliwych głosowań
Czosnkiem śmierdzących waszych czeladników!
Kominiusz.  Na wasze głowy rzymskie mury strząśnie.
Menen.  Jak strząsał Alcyd owoce dojrzałe.
Możecie z waszej chełpić się roboty!
Brutus.  Lecz czy to prawda?
Kominiusz.  Wprzód z trwogi pobledniesz,
Zanim odkryjesz, że to płonna bajka.
Wszystko do buntu garnie się z radością;
Kto opór stawia, śmiech tylko rozbudza
Głupią odwagą, i jak dureń ginie.
A kto go za to ganić się odważy?
Nieprzyjaciele i jego i wasi
Umią go cenić.
Menen.  Zginęliśmy wszyscy,
Jeśli w szlachetnej nie rozbudzim duszy
Litości dla nas!
Kominiusz.  Kto ją pójdzie budzić?
Trybunom tego sam wstyd nie pozwala;
Lud sobie rzymski u niego zarobił
Na taką litość, co wilk u pasterza;
Gdyby najlepsi jego przyjaciele
Mówić mu chcieli: „Zlituj się nad Rzymem!“
Godniby jego nienawiści byli,
Wrogów do niego przemawiając słowem.
Menen.  To prawda, prawda! I gdybym go widział
Do strzechy mojej niosącego żagiew,
Czołabym nie miał: „Zmiłuj się!“ zawołać.
Możecie z waszej chełpić się roboty!
Niema co mówić, z waszymi szewcami
Piękneście buty uszyli Rzymowi.
Kominiusz.  Za waszą sprawą przyszła na nas burza,
Od której nic nas nie może ocalić.
Trybuni.  Nie możesz mówić, że za naszą sprawą.
Menen.  A czyjąż? Naszą? Myśmy go kochali,