Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   97   —

Dzieląca starość od lat niemowlęcych.
Sycyn.  Ktoby uwierzył!
Brutus.  Bajka wymyślona,
Żeby w tchórzliwych duszach chęć rozbudzić
Jego powrotu.
Sycyn.  W tem jest fortel cały.
Menen.  I mnie się zdaje wszystko to wymysłem.
Nie jest go łatwiej z Aufidiuszem złączyć,
Jak ostateczne pojednać sprzeczności.

(Wchodzi nowy Posłaniec).

Posłaniec.  Senat was wzywa. Armia niezliczona,
Na której czele stoi Kajusz Marcyusz
I sprzymierzeniec jego dziś Aufidiusz,
Ziemię już naszą okrutnie pustoszy.
Wszystko, co mogło pochód ich zatrzymać,
Lub już ich w ręku albo jest w perzynie.

(Wchodzi Kominiusz).

Kominiusz.  Możecie z waszej chełpić się roboty!
Menen.  Co za nowiny?
Kominiusz.  Samiście pomogli
Pod waszym, nosem córki wasze gwałcić,
Sromocić żony, na wasze czupryny
Lać dachów waszych ołów roztopiony.
Menen.  Co za nowiny? Jakie są nowiny?
Kominiusz.  Świątynie wasze spłoną do cementu,
A przywileje wasze, tak wam cenne,
Mogą się w dziurze od świdra pomieścić.
Menen.  Ależ nowiny? Zaczynam się lękać,
Żeście coś bardzo pięknego dopięli.
Jakie nowiny? Jeśli się z Wolskami
Połączył Marcyusz —
Kominiusz.  Jeśli się połączył!
On jest ich bogiem, na czele ich idzie,
Jakby istota nie ręką natury,
Ale przez inne ulepiona bóstwo,
Bieglejsze w sztuce kształtowania ludzi;
Z nim śmiało ciągną na naszą biedotę,
Z ufnością dzieci goniących motyle,