Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 5.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdybyś mnie zechciał słuchać.
Banquo.   Każdej chwili.
Macbeth.  Gdy me podzielisz zdanie, a czas przyjdzie,
Rzeczby ci mogła przysporzyć honoru.
Banquo.  Byłem nic z tego, co mam, nie uronił,
Pragnąc przysporzyć, byłem mógł zachować
Sumienie czyste i wiarę bez skazy,
Posłucham rady.
Macbeth.   Tymczasem, dobranoc!
Banquo.  Dzięki! racz przyjąć wzajemne życzenie (wychodzi).
Macbeth.  Idź, powiedz pani, że skoro gotowy
Będzie mój napój, niech mi da znać dzwonkiem.

(Wychodzi Sługa).

Czy to jest sztylet, co przede mną błyszczy,
Zwrócony do mej dłoni rękojeścią i
Przyjdź, niech cię chwycę! Chociaż cię nie trzymam,
Ciągle cię widzę. O widmo fatalne,
Czy dotykaniu nie jesteś przystępne,
Tak jak widzeniu? Lub czy jesteś tylko
Sztyletem myśli, ułudnem zjawiskiem,
Rozpalonego mózgu czczem stworzeniem?
Widzę cię jednak w dotykalnym kształcie
Jak sztylet, który z pochwy tej wyciągam.
Ty drogę, którą miałem iść, wskazujesz
Tam, gdziem miał użyć takiego narzędzia.
Oczy me innych zmysłów są igraszką,
Lub mi od wszystkich innych służą wierniej.
Ciągle cię widzę; na twej rękojeści
I twym brzeszczocie widzę krwi kropelki,
Których przed chwilą jeszcze tam nie było.
Wszystko to mara! — krwawe przedsięwzięcie
Takie mym oczom przedstawia widziadła.
Teraz pół świata zdaje się umarło,
Sen pod firanką dręczą złe marzenia,
Hekacie składa guślarka ofiary,
A mord wychudły, zbudzony przez wilka,
Swojego stróża, co przeciągłem wyciem
Hasło mu daje, do swojego celu