Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 5.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wtedy, wyznaję, masz powód mnie łajać;
Lecz jeśliś dotąd o niczem nie wiedział,
Wyznaj, żeś krzywdził przyjaciół niesłusznie.
Nie sądź, bym ustaw grzeczności niepomny
Chciał szydzić z twojej wysokiej godności.
Twa córka, jeśliś na to nie zezwolił,
Bunt przeciw twojej podniosła powadze,
Łącząc swą piękność, dowcip i majątek
Z awanturnikiem obcego narodu,
Który, bez domu, tuła się po świecie.
Patrz, czyli córka jest w swojej komnacie;
Jeśli ją znajdziesz, cała prawa srogość
Niech spadnie na mnie, żem śmiał cię tak łudzić.
Brabanc.  Rozpalcie ogień! Dajcie mi pochodnię!
Zwołajcie wszystkich moich domowników!
To wydarzenie zgadza się z snem moim,
Wiara w nie ciąży już na duszy mojej.
Światła! powtarzam; dajcie mi pochodnię!

(Znika z okna).

Jago.  Bądź zdrów! Nie mogę z tobą dłużej zostać.
W mem położeniu źle i niebezpiecznie
Stawać jak świadek przeciw Murzynowi,
A to mnie czeka, jeśli nie odejdę.
Senat nie może, chociaż obrażony,
Bez niebezpieczeństw odjąć mu dowództwa,
Bo zbyt ma wiele i ważnych powodów,
By mu cypryjskiej wojny dać kierunek;
I duszy kosztem znaleźćby nie zdołał
Równego jemu wyspy swej obrońcy.
Tak więc, zmuszony koniecznością życia,
Choć się nim brzydzę jak mękami piekła,
Miłości flagę i znaki wywieszam;
Lecz znaki tylko! Dla większej pewności
Brababancya z dworem zaprowadź pod Strzelca,
A tam mnie znajdziesz z Otellem. Więc żegnam.

(Wychodzi. — Wchodzą: Brabancyo i Domownicy z pochodniami).

Brabanc.  O zbyt prawdziwe nieszczęście! Zniknęła!
A dla dni moich nędznego ostatka