Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 5.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Roderigo.  Jestem Roderigo.
Brabanc.  Tem gorzej. Czym ci raz już nie powiedział,
Abyś się więcej przy mych drzwiach nie włóczył?
Wszak ci z uczciwą otwartością rzekłem,
Że ręka córki mojej nie dla ciebie.
Teraz szalony wieczerzą i winem,
Chcesz mnie, jak widzę, próżno niepokoić,
Sen mój przerywać.
Roderigo.  Panie! panie! panie!
Brabanc.  Ale bądź pewny, dość mam jeszcze wpływu,
Aby ci z lichwą złość twoją zapłacić.
Roderigo.  Cierpliwość, panie!
Brabanc.  Mówisz o kradzieży;
Wszak to Wenecya, dom mój nie stodoła.
Roderigo.  Panie Brabancyo, przychodzę do ciebie
W całej prostocie i szczerości ducha.
Jago.  Należysz, jak widzę, mój panie, do liczby ludzi, którzy nie chcą służyć Bogu, jeśli im dyabeł to radzi. Przychodzimy oddać ci usługę, a ty, biorąc nas za łotrów, wolisz, żeby się twoja córka odstanowiła z afrykańskim ogierem; chcesz, żeby twoje wnuki rżały do ciebie; chcesz mieć rumaki za kuzynów, a za kuzynki klacze.
Brabanc.  Kto jesteś? wyuzdany nędzniku!
Jago.  Jestem człowiek, który przychodzi powiedzieć ci, panie, że twoja córka i Murzyn robią teraz zwierzę o dwóch grzbietach.
Brabanc.  Jesteś nędznikiem!
Jago.  A pan — senatorem!
Brabanc.  Odpowiesz za to; znam cię, Roderigo!
Roderigo.  Za wszystko jestem gotów odpowiedzieć.
Jeśli z twą radą, mądrem zezwoleniem,
(Jak w części wierzę) piękna córko twoja,
W tej chmurnej nocy, tej późnej godzinie,
Sama, wątpliwej powierzona straży
Najemniczego wioślarza gondoli,
Biegnie w lubieżne objęcia Murzyna;
Jeśli wiesz o tem, gdyś na to zezwolił,