Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   88   —

A czystsza, odtąd z drugą żyj połową.
Dobranoc! Tylko nie do stryja łoża!
Choć udaj cnotę, jeżeli jej nie masz.
Przyzwyczajenie, ten potworny dyabeł,
Który pochłania wszystkie w nas uczucia,
Ma przecie w sobie w tem coś anielskiego,
Że do pełnienia pięknych, dobrych czynów
Daje nam także barwę albo habit,
Które wdziać łatwo. Wstrzymaj się tej nocy;
To ci ułatwi przyszłą wstrzemięźliwość;
Następna jeszcze tem łatwiejszą będzie;
Przyzwyczajenie bowiem zdolne zmienić
Natury pieczęć, dyabła może podbić,
Albo cudowną odżegnać go siłą.
A więc raz jeszcze dobranoc! a kiedy
Westchniesz do nieba o błogosławieństwo,
I syn twój będzie o twoje cię prosił.

(Wskazując Poloniusa).

Nad losem pana tego ubolewam,
Lecz niebios wolą było mnie przez niego,
Jego przeze mnie skarcić, kiedy chciały,
Ażebym ich był biczem i narzędziem.
Sam go pogrzebię, a za śmierć odpowiem.
Raz jeszcze, matko, raz jeszcze, dobranoc!
Me okrucieństwo dobroć moja rodzi:
Złe się poczęło, a gorsze nadchodzi.
Lecz jeszcze słowo, pani —
Królowa.  Co mam robić?
Hamlet.  Nic z tego, pani, co ci zaleciłem.
Niech cię król znowu przywabi do łoża,
Szczypiąc twe lica, swą nazywa myszką,
Za pocałunek winem zaprawiony,
Za połechtanie szyi grzesznym palcem,
Wyjaw mu prawdę, mów, że me szaleństwo
Nie jest prawdziwe, jest tylko podstępem:
I dobrze zrobisz, gdy wszystko wyjawisz,
Bo jak kobieta, która jest królową
Piękną i skromną i mądrości pełną,