Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   46   —

Do twej stolicy wrócili szczęśliwie.
Król.  Zawsze mi byłeś ojcem dobrych nowin.
Polonius.  Czy byłem, królu? Bądź pewny, monarcho,
Że chowam moją powinność jak duszę
Dla mego Boga i mojego króla;
I myślę — albo ten mózg w mojej głowie
Już nie tak pewno tropi politykę,
Jak to przed laty — żem potrafił odkryć
Pewną przyczynę obłąkań Hamleta.
Król.  O, mów mi o niej! czekam z upragnieniem.
Polonius.  Twoim wprzód posłom racz dać posłuchanie;
Wetami uczty me będą nowiny.
Król.  Wprowadziciela zaszczyć ich honorem.

(Wychodzi Polonius).

Mówi, o droga, że znalazł nakoniec
Choroby syna źródło i początek.
Królowa.  Boję się, że ten będzie najgłówniejszy:
Śmierć ojca, nasze zbyt rychłe małżeństwo.

(Wchodzą: Polonius, Voltimand i Korneliusz).

Zgłębim to wszystko. — Witam, przyjaciele!
Mów, Voltimandzie, cóż brat nasz norwegski
Voltim.  Wzajem pozdrawia i życzenia składa.
Na pierwsze słowo, synowca pobory
Wstrzymać rozkazał, które mu się zdały
Przygotowaniem na polską wyprawę;
Lecz, patrząc bliżej, poznał, że ich celem
Twe były ziemie; wieścią rozżalony,
Że jego niemoc, chorobę i starość
Tak chciano uwieść, dał rozkaz aresztu,
Któremu chętnie poddał się Fortinbras.
Surową stryja skarcony przestrogą
Świętą, publiczną związał się przysięgą,
Że nigdy z tobą nie skrzyżuje broni.
Uradowany tem stary monarcha
Daje mu rocznie koron trzy tysiące,
I upoważnia zebrane już pułki
Przeciw Polakom do boju prowadzić,
Z prośbą, dokładniej tutaj wyjaśnioną,