Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   245   —

Uderzcie trąby! (Alarm. Walczą. Edmund upada).
Albany.  O, daruj mu życie!
Goneril.  To szpetny podstęp, bo rycerskiem prawem
Mogłeś, Gloucesterze, nieznanego wroga
Gardzić wyzwaniem; jesteś oszukany,
Nie zwyciężony!
Albany.  Zamknij usta, pani,
Albo sam tym ci zamknę je papierem!

(Do Edmunda).

Patrz! (Do Goneril). A ty, gorsza, niż najgorsza nazwa,
Czytaj twą niecność! tylko nie drzej pisma!
Widzę, że znasz je. (Daje list pisany do Edmunda).
Goneril.  I cóż choćbym znała?
Jestem tu panią, tu prawa są moje
Nie twoje; ktoby śmiał mnie tu oskarżać? (Wychodzi).
Albany.  O zgrozo, zgrozo! Czy ty znasz to pismo?
Edmund.  Co znam, nie pytaj.
Albany  (do jednego z Oficerów). Spiesz za nią, jej sercem
Owładła rozpacz, idź i czuwaj nad nią!

(Wychodzi Oficer).

Edmund.  Spełniłem wszystko, co mi zarzuciłeś,
I więcej, więcej! czas odkryje wszystko;
Lecz wszystko przeszło, tak jak moje życie.
Lecz kto ty jesteś, szczęśliwy zwycięzco?
Jeśliś szlachcicem, chętnie ci przebaczam.
Edgar.  Przebaczmy sobie wzajemnie, Edmundzie,
Jam ci krwią równy, a jeżeli wyższy,
To mi tem większą krzywdę wyrządziłeś.
Me imię Edgar, ojciec twój mym ojcem.
Bóg sprawiedliwy nasze słodkie grzechy
Zmienia w narzędzia grzechów naszych kaźni.
Występne dzieło twojego poczęcia
Spłacił ócz stratą.
Edmund.  Prawdę powiedziałeś.
Koło skończyło swój krąg, i tu jestem!
Albany.  Już krok twój każdy królewską szlachetność
Zdawał się wróżyć. Muszę cię uścisnąć.
Niech boleść serce w mych rozedrze piersiach,