Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   191   —

Czekać cierpliwie mogę u Regany
Z stu rycerzami mojego orszaku.
Regan.  Nie tak zupełnie; nic u mnie w tej chwili
Nie jest gotowe na twoje przyjęcie.
Usłuchaj siostry; bo ci, co rozumem
Twe uniesienia mierzą, sprawiedliwie
Zgodzić się muszą, żeś stary, że starość —
Wie ona dobrze, co robi.
Król Lear.  Tak sądzisz?
Regan.  Tak sądzę szczerze. Orszak pięćdziesięciu?
Czy to nie dosyć? Potrzebaż ci więcej?
Czy nawet tyle? gdy przeciw tej liczbie
Niebezpieczeństwo i wydatek mówią?
Pod jednym dachem jak żyć może zgodnie
Taki tłum ludzi pod dwoma panami?
Bardzo to trudno, raczej niepodobna.
Goneril.  Czy równie dobrej nie miałbyś usługi
Od dworzan siostry naszej lub od naszych?
Regan.  Prawda, a wtedy łatwoby nam było
Wszelkie niedbalstwo naszych sług ukarać.
Jeśli więc zechcesz przybyć do mnie, ojcze,
By grożącego ujść niebezpieczeństwa,
Proszę cię, przybądź z dwudziestu i pięciu;
Na więcej nie mam miejsca ni zasobów.
Król Lear.  Wszystko wam dałem.
Regan.  A czas już był wielki.
Król Lear.  Na opiekunów moich was wybrałem,
Lecz liczbę mego orszaku zastrzegłem.
Mamże z dwudziestu pięciu tylko przybyć
Do twego zamku? Czy tak posiedziałaś?
Regan.  I tak powtarzam; ni jednego więcej.
Król Lear.  A jednak piękna jest grzesznic tych postać!
Obok grzeszniejszych i najgorszą nie być
Jest już zasługą. (Do Goneril). A więc pójdę z tobą:
Pięćdziesiąt dwakroć jest dwadzieścia i pięć,
Twoja więc miłość jest dwa razy większa.
Goneril.  Słuchaj mnie, ojcze, na co ci się zdadzą
Dwudziestu pięciu, dziesięciu lub pięciu