Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   124   —

go doskonałościach, uważam go za męża wielkiej duszy, a zbiór jego przymiotów za tak rzadki i kosztowny, że, aby prawdę o nim powiedzieć, nie widzi on podobnego sobie, tylko w zwierciedle. Ktoby chciał inaczej portret jego skreślić, tylko cień jego przedstawi, cień i nic więcej. Osrik.  Mówisz o nim, książę, jak nieomylny sędzia.
Hamlet.  Ale do czego to wszystko zmierza? Czemu powijamy tego szlachcica ostrym oddechem naszej mowy?
Osrik.  Panie?
Horacyo.  Czy nie moglibyśmy się zrozumieć w innym języku? Da się to zrobić, nie wątpię.
Hamlet.  W jakim zamiarze wspomniałeś nazwisko tego szlachcica?
Osrik.  Laertesa?
Horacyo.  Sakiewka jego już pusta; wyszastał już wszystkie swoje złote słowa.
Hamlet.  Tak jest, Laertesa.
Osrik.  Wiem, że nie jesteś nieświadomy —
Hamlet.  Chciałbym, żebyś na prawdę wiedział, chociaż na uczciwość, gdybyś i wiedział, nie wieleby to znaczyło na moją korzyść. A więc?
Osrik.  Wiem, że nie jesteś nieświadomy, mości książę, jaka doskonałość Laertesa —
Hamlet.  Nie śmiem do tego się przyznać z obawy, abym się nie porównywał z jego doskonałością; a zresztą, żeby dobrze znać człowieka, trzeba go znać, jak samego siebie.
Osrik.  Chcę mówić, książę, o jego doskonałości w robieniu bronią. Wnosząc z tego, co o nim mówiono, w tej sztuce nie ma sobie równego.
Hamlet.  A jaka broń jego?
Osrik.  Rapir i szpada.
Hamlet.  Aż dwa rodzaje broni! A co dalej?
Osrik.  Król założył się z nim o sześć barbaryjskich koni, Laertes ze swojej strony, jak słyszałem, stawił sześć francuskich rapirów i sześć sztyletów z wszystkimi przyborami, jak napleczniki, pendenty itd. Trzy zwła-