Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z wdową po bracie kłóci mu sumienie.
Suffolk.  Ja raczej myślę, że twarz pięknej panny
Kłótni tej sprawcą.
Norfolk.  O, tak jest, to nowe
Naszego króla-kardynała dzieło.
Jak syn nastarszy fortuny, ksiądz ślepy
Wszystko przewraca. Z czasem król go pozna.
Suffolk.  Albo inaczej nie pozna sam siebie.
Norfolk.  Jak świątobliwy we wszystkich swych sprawach!
A jak gorliwy! Dziś zerwał przymierze
Z synowcem naszej królowej, cesarzem,
Wkradł się do duszy króla, by w niej zasiać
Powątpiewania, zgryzoty sumienia,
Trwogę i rozpacz z powodu małżeństwa.
I żeby znowu pokój mu przywrócić,
Radzi mu rozwód, utracenie księżny,
Co lat dwadzieścia, jak kosztowny klejnot.
Z równym mu blaskiem, wisiała na szyi,
Która tak czystem kochała go sercem,
Jak anioł kocha dobrego człowieka,
Która pod ciosem fortuny najkrwawszym
Będzie królowi jeszcze błogosławić.
Kto powie, że to nie pobożna sprawa?
Szambel.  Od takich praktyk uchowaj nas, Boże!
Jednak to prawda; wszyscy o tem mówią,
I płacze nad tem wszystko, co uczciwe;
Kto rzecz tę zgłębił, dostrzegł cel jej skryty:
Małżeństwo z siostrą króla francuskiego.
Bóg z czasem oczy królowi otworzy,
Dzisiaj zamknięte na niegodziwości
Tego zuchwalca.
Suffolk.  A nam wolność wróci.
Norfolk.  O, bardzo, bardzo, modlić się nam trzeba,
Aby nas Pan Bóg wyswobodzić raczył,
Lub on nas, książąt, w paziów poprzemienia.
Wszystkie honory ma w rękach jak masę,
Której nadaje formę po swej myśli.
Suffolk.  Co do mnie, zrobię wam moje wyznanie: