Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tak groźne, twarde, dla ucha okrutne,
Przez me zacięte wymówione zęby,
Z tym samym wiecznej nienawiści znakiem,
Który na wyschłej zazdrość nosi twarzy,
W swojej plugawej ukryta jaskini;
Mójby się język od wściekłości plątał,
Oczy iskrzyły, jak krzemień pod stalą,
Włosy na głowie wstałyby od gniewu,
Każdy mój muszkuł zdałby się przeklinać.
Boć teraz nawet, gdybym nie przeklinał,
W piersiachby moich serce się przepękło.
Bodaj trucizna była ich ich napojem!
A żółć potrawą ich najwykwintniejszą!
Najmilszym cieniem gaje cyprysowe!
Ócz najpiękniejszem widmem bazyliszki!
Żądło jaszczurki najmiększem dotknięciem!
Sykanie węża jedyną muzyką
Złowieszczym sowy hukiem wtórowane!
Niech wszystkie strachy z piekieł bezdenności —
Małgorz.  Dość, dość, Suffolku, bo sam siebie dręczysz.
Jak od zwierciadła słońca blask odbity,
Lub jak armaty strzał przeładowanej
Twych przekleństw groza na ciebie się zwraca.
Suffolk.  Żądałaś przekleństw, hamujesz je teraz?
Ha, na tę ziemię, którą rzucić muszę,
Kląć mógłbym teraz długą noc zimową,
Choć nagi stojąc na wierzchołku skały,
Gdzie zimny wicher każdą warzy trawkę,
Myśląc, żem chwilę spędził wśród rozkoszy.
Małgorz.  O! przestań, błagam, daj mi twoją rękę,
Abym ją mogła łzą boleści zrosić;
Strzeż tego miejsca od niebieskich deszczów,
By mej boleści śladów nie obmyły! (Całuje go w rękę).
Niech pocałunek ten na twojej ręce
Będzie pieczęcią, która w twoich myślach,
Gdziekolwiek będziesz, wywoła wspomnienie
Ust, ślących westchnień za tobą tysiące!
Idź! niechaj poznam ogrom mych boleści;