Gdy je pod skrzydłem jak w więzieniu trzyma.
Lub jeźliś branką zostać nie jest zdolną,
Idź, przyjaciółką bądź Suffolka wolną.
Stój! Nie, nie mogę z mej puścić cię dłoni:
Dłoń chce dać wolność, ale serce broni.
Słońce igrając na morza zwierciadle,
Odbija obraz swych jasnych promieni;
Tak się jej piękność w mych odbija oczach.
Chciałbym w zaloty iść, lecz mówić nie śmiem.
Mamże wziąć pióro, myśl jej mą wypisać?
Wstydź się, Suffolku! Nie rób sobie krzywdy,
Masz przecie język, wszak to branka twoja,
Dasz się zwyciężyć niewiasty spojrzeniom?
Tak jest; piękności potężny majestat
Zmysły me mąci i krępuje język.
Małgorz. Hrabio Suffolku, gdy takie twe imię,
Jakiego żądasz ode mnie okupu?
Postrzegam bowiem, żem branką jest twoją.
Suffolk (na stronie). Skąd wiesz, że twoje odrzuci zaloty,
Zanim na próbę miłość jej stawiłeś?
Małgorz. Dlaczego milczysz? Jaki mam dać okup?
Suffolk (na stronie). Jest piękną, a więc zalotów jest godną,
A jest niewiastą, więc i kochać może.
Małgorz. Przyjmujesz okup? tak czy nie? odpowiedz.
Suffolk (na stronie). Pomnij szaleńcze, żeś zostawił żonę;
Możeż kochanką twą być Małgorzata?
Małgorz. Najlepiej milczeć, gdy słuchać mnie nie chce.
Suffolk (na stronie). To wszystko psuje; to karta nieszczęścia.
Małgorz. Mówi od rzeczy, musi być szalony.
Suffolk (na stronie). A przecie mogę dyspensę otrzymać.
Małgorz. A przecie pragnę, byś mi odpowiedział.
Suffolk (na stronie). Wygrać ją jednak muszę, lecz dla kogo?
Dla mego króla. Drewniana to sprawa.
Małgorz. Mówi o drewnie; pewno jaki cieśla.
Suffolk (na stronie). A tak i miłość moją uspokoję,
I dwom narodom błogi wrócę pokój.
Lecz i w tem przecie trudności niemało;