Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   147   —

Ma nam swój wybór stanowczo objawić?
Egeusz.  Tak jest, dziś, królu.
Tezeusz.  Idź więc, a każ strzelcom,
Aby ich rogów zbudzili odgłosem.

(Rogi i krzyki za sceną. — Demetryusz, Lizander, Hermia i Helena zrywają się zbudzeni).

Tezeusz.  Dzień dobry! Święty minął już Walentyn,
A dziś dopiero ptaszki się tu parzą?
Lizander.  Przebacz mi, królu! (Klękają wszyscy przed Tezeuszem).
Tezeusz.  Tylko proszę, wstańcie.
Wiem, że was miłość zrobiła wrogami,
Skądże ta zgoda? Jaką mogła sprawą
Nienawiść starej wyrzec się zazdrości,
I bez obawy spać przy nienawiści?
Lizander.  Nie mogę, królu, jasno odpowiedzieć,
Napół uśpiony, a napół zbudzony.
Sam nie wiem, w jaki przybyłem tu sposób,
Lecz mi się zdaje — chciałbym prawdę wyznać —
Lecz tak jest, teraz sobie przypominam,
Z Hermiąm tu przybył; myślą było naszą
Opuścić miasto, aby się ratować
Od ateńskiego prawa surowości.
Egeusz.  Skończ, dosyć na tem! Niech na jego głowę
Cała surowość praw ateńskich spadnie.
Chcieli ucieczką skraść nam, Demetryuszu,
Tobie małżonkę, a mnie moją wolę,
Aby ma córka żoną twoją była.
Demetr.  Z ust się Heleny dowiedziałem, królu,
O ich ucieczce, a wściekłością gnany,
Do tego gaju pobiegłem za nimi,
A miłość za mną pognała Helenę.
Lecz teraz, królu, nie wiem, jaką siłą,
Siłą cudowną, miłość ma dla Hermii
Jak śnieg stopniała, zdaje mi się teraz
Jak przypomnieniem błyszczącego cacka,
Za którem w mojem dzieciństwie goniłem.
Dziś moją wiarą, serca mego cnotą,
Jedynem celem, ócz moich rozkoszą,