Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   139   —

Puście mnie do niej!
Lizander.  Precz mi stąd, karlico,
Niedostrzeżony pęcełku sporysza,
Żołędzi!
Demetr.  Jesteś nazbyt pochopliwy
W służbie osoby, która tobą gardzi.
Daj pokój. Przestań mówić o Helenie,
Nie bierz jej strony, bo jeśli raz jeszcze
Choć słówko do niej o miłości powiesz,
Zapłacisz drogo.
Lizander.  Puściła mnie teraz;
Jeśli masz serce, idź za mną rozstrzygnąć,
Czyje są lepsze prawa do Heleny.
Demetr.  Za tobą? Raczej z tobą, lub przed tobą.

(Wychodzą: Lizander i Demetryusz).

Hermia.  Oto są twoje sprawki, mościa panno!
Nie cofaj kroku.
Helena.  Nie ufam ci wcale,
Przed twym przeklętym uciekam widokiem,
Lecz jeśli skorsze do walki twe ręce,
To dłuższe moje nogi do ucieczki (wybiega).
Hermia.  Nie wiem co mówić; jestem jak szalona!

(Wybiega za Heleną).

Oberon.  To twe niedbalstwo. Znów się omyliłeś,
Lub złe swe figle płatasz dobrowolnie.
Puk.  Wierzaj mi, królu, to była omyłka.
Wszak powiedziałeś, że go łatwo w borze
Poznam po jego ateńskim ubiorze.
Czyliż zgrzeszyłem, jeślim sok uroczy
Na ateńskiego męża wylał oczy?
Lecz nie żałuję błędu, bo ich swary,
Wyznaję, królu, bawią mnie bez miary.
Oberon.  Skrzyżować miecze wybiegli szalenie,
Więc leć i wkoło nocy roztocz cienie,
Niech jasne gwiazdy, co na niebie płoną,
W mgle jak Acheron czarnej znów utoną;
W gęstwinach lasu obłąkaj rywali,
Nie dozwól, aby kiedy się spotkali;