Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   207   —

Sir Tob.  A to mi łotr zarozumiały!
Fabian.  Cicho! Zadumanie przemieniło go w zabawnego indyka. Patrzcie tylko, jak pióra najeżył!
Sir Andrz.  Okrutną mam chętkę wygarbować skórę temu kapcanowi.
Sir Tob.  Cicho! powtarzam.
Malwolio.  Zostać hrabią Malwolio —
Sir Tob.  A hajdamaku!
Sir Andrz.  Zastrzel go! zastrzel go!
Sir Tob.  Cicho! cicho!
Malwolio.  Widziano tego przykłady. Księżniczka astrachańska wzięła za męża swojego szatnego.
Sir Andrz.  O, hańbo! O, Jezabelo!
Fabian.  Cicho! Zatopił się sam w sobie; patrzcie, jak go wydyma wyobraźnia.
Malwolio.  Po trzech miesiącach małżeństwa, zasiadłszy na mojem hrabiowskiem krześle —
Sir Tob.  O, dajcie mi kuszę, żebym mu oko wystrzelił!
Malwolio.  Odziany moim aksamitnym płaszczem w kwiaty, rzucam sofę, na której zostawiłem uśpioną Oliwię i przywołuję wszystkich moich oficyalistów.
Sir Tob.  Na siarkę piekielną!
Fabian.  Cicho! cicho!
Malwolio.  Przybrawszy uroczystą minę, powiodę surowem okiem naokoło, aby im dac poznać, że znam własne miejsce, a pragnę, żeby wszyscy tak dobrze znali swoje, poczem zapytam, gdzie krewny mój Tobiasz —
Sir Tob.  Dyby i kajdany!
Fabian.  Cicho! cicho! cicho! Teraz to słuchajcie!
Malwolio.  Siedmiu z moich ludzi, z posłuszną gorliwością wybiegnie, żeby go zawołać. Ja tymczasem brwi marszczę, może nakręcam zegarek, może bawię się jaką kosztowną pieczątką. Wchodzi Tobiasz, kłania się pokornie —
Sir Tob.  Czy łotrowi temu karku nie ukręcę?
Fabian.  Choćby z nas milczenie za uszy wyciągano, cicho!
Malwolio.  Podaję mu rękę — tak — studząc poufałość uśmiechu surowem spojrzeniem wyrzutu —