Gdyby we własnym śnie się zakochała.
Zbyt późno widzę, przebranie jest grzechem,
Z którego ludzki wróg ciągnie korzyści:
Bo jakże łatwo pięknej jest obłudzie
W woskowem sercu kobiet piętno wybić!
To wina naszej słabości, nie nasza:
Jesteśmy takie, jak nas Pan Bóg stworzył.
Jak się to skończy? Mój pan tak ją kocha,
Jak ja, szalona, kocham go szalenie;
Ona, w obłędzie, za mną zda się szaleć.
Co stąd wypadnie? Kiedy jestem mężem,
Z mojego pana żegnam się miłością;
Kiedym kobietą, o, biedna Oliwio,
Jak bezowocne twoje są westchnienia!
Czas niech wypadków rozwikła bieg smutny,
Bo dla mnie węzeł to za bałamutny (wychodzi).
Sir Tob. Zbliż się, panie Jędrzeju. Kto nie w łóżku po północy, ten wstał rano, diluculo surgere — wiesz resztę.
Sir Andrz. Nie, na uczciwość, nie wiem, ale wiem, że kto późno spać się kładzie, ten późno spać się kładzie.
Sir Tob. Fałszywa konkluzya, i brzydzę się nią, jak próżnym kuflem. Kto czuwa do północy, a po północy spać się kładzie, to ranny jest ptaszek, stąd wnoszę, że kłaść się spać po północy, jest to kłaść się spać wcześnie. Czy życie nasze nie składa się z czterech żywiołów?
Sir Andrz. Tak powiadają. Mnie się jednak zdaje, że życie składa się raczej z jedzenia i picia.
Sir Tob. Mądra z ciebie sztuka; jedzmy więc i pijmy. Marysiu, hej tam! przynieś nam garniec wina.
Sir Andrz. To błazen, na uczciwość.