Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   176   —

(Widok jej zdał się całą atmosferę
Czyścić z wyziewów śmiertelnej zarazy)
Czar mnie jej spojrzeń zmienił na jelenia,
A żądze moje odtąd jak ogary
Bez miłosierdzia po świecie mnie gonią.

(Wchodzi Walentyn).

Jakież nowiny przynosisz mi od niej?
Walentyn.  Nie mogłem, książę, dostać posłuchania,
Tylko tę szatna przyniosła odpowiedź:
Powietrze nawet przez lat siedmiu przeciąg
Lic jej odkrytych zobaczyć nie zdoła;
Jak zakonnica, ciągle zakwefiona,
Łzą będzie słoną swoją skrapiać izbę,
Drogiego brata opłakując stratę,
Którego pamięć, w głębokiej żałobie,
Wieczną i świeżą chce w sercu przechować.
Książę.  Kobieta, której serce tak jest czułe,
Co tak miłości płaci dług braterskiej,
Jak kochać będzie, kiedy złota strzała
Zabije wszystkich uczuć innych stada,
Dziś w niej żyjące!
Gdy jej wątrobę, jej mózg i jej serce —
Ten tron cesarski — jeden król posiędzie! —
Idźmy w zielonej schronić się altanie;
Wśród kwiatów słodsze miłości dumanie.

(Wychodzą).


SCENA II.
Wybrzeże morskie.
(Wchodzą: Wiola, Kapitan i Majtkowie).

Wiola.  Co to za kraj jest?
Kapitan.  To Illirya, pani.
Wiola.  Co mi z Illiryi? Mój brat jest w Elizyum.
A przecie — kto wie — może nie utonął.
Co o tem myślisz?
Kapitan.  Cud nas uratował.