Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   326   —

pani Sylwii, a przez niedbalstwo nie dopełniłem tego rozkazu.
Proteusz.  Gdzie pierścień ten, paziu?
Julia.  Oto jest (daje mu pierścień).
Proteusz.  A to co znowu? Pokaż. Toć jest pierścień, który dałem Julii.

Julia.  Przebacz mi, panie, ja się omyliłem;
Oto jest pierścień, który Sylwii posłał.

(Pokazując mu inny pierścień).

Proteusz.  Jakim sposobem ten pierścień w twojem jest posiadaniu? Odjeżdżając, dałem go Julii.

Julia.  A sama Julia dała go w me ręce,
I sama Julia przyniosła go tutaj.
Proteusz.  Co? Julia!
Julia.  Spojrzej na cel twoich przysiąg,
Które do głębin serca jej trafiły;
Jakżeś je często zdradą później szarpał!
Niech cię zawstydzi widok tej odzieży;
Rumień się, że to nieskromne ubranie
Musiałam przybrać, bo jeśli wstyd jaki
Może mnie dotknąć w miłości przebraniu,
Mniejszą, jak myślę, skromności jest plamą,
Jeżeli zmieni kobieta swe stroje,
Niż gdy mężczyzna zmieni duszę swoję.
Proteusz.  Mężczyzna duszę! To prawda, o, Boże!
Mężczyzna bowiem byłby doskonałym,
Gdyby miał stałość; ta wada jedyna
Do wszystkich innych grzechów go prowadzi.
Ledwo że zacznie, niestałość omdlewa.
Jakiż wdzięk Sylwii wiernem mojem okiem,
W Julii z jaśniejszym nie znajdę urokiem?
Walentyn.  Skończ teraz, proszę. Podajcie mi ręce,
Ja między wami błogą wrócę zgodę.
Uchowaj Boże, aby czasu wiele
Wrogami byli tacy przyjaciele.
Proteusz.  Niebo mi świadkiem, mam, czego pragnąłem.
Julia.  I ja mam także.

(Wchodzą: Pandy ci z Księciem i Turyem).