Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   303   —

Spieszak.  To co?
Lanca.  To ci powiem, że twój pan czeka na ciebie u północnej bramy.
Spieszak.  Na mnie?
Lanca.  Na ciebie, tak jest; cóż to ty za jeden? Czekał on nieraz na lepszego od ciebie.
Spieszak.  A ja mam iść do niego?
Lanca.  Musisz do niego lecieć, bo zmarnowałeś tu tyle czasu, że iść tylko nie będzie dosyć.
Spieszak.  A czemu nie powiedziałeś mi tego wcześniej? Niech dyabli porwą twoje miłosne listy! (wychodzi).
Lanca.  Niewątpliwie dostanie plagi za czytanie mojego listu. Nieokrzesany niewolnik, co chce zaglądać w cudze tajemnice! Pójdę za nim, żeby się uradować widokiem plag tego chłystka (wychodzi).

SCENA II.
Medyolan. — Pokój w pałacu Księcia.
(Wchodzą: Książę i Turyo, za nimi Proteusz czas niejaki w głębi teatru).

Książę.  Nie troszcz się, Turyo, pokocha cię teraz,
Kiedy z jej oczu wygnany Walentyn.
Turyo.  Gardzi mną bardziej od czasu wygnania,
Śmieje się ze mnie, ucieka przede mną:
Zyskać ją wszelką straciłem nadzieję.
Książę.  Miłości wycisk jest to posąg z lodu,
Godzina ciepła na wodę go topi,
Dawną mu formę na zawsze odbiera.
Krótki czas stopi lodowe jej myśli,
Pójdzie w niepamięć niegodny Walentyn. —
Ha, Proteuszu, powiedz, czy twój rodak
Opuścił miasto wedle mych rozkazów?
Proteusz.  Tak jest.
Książę.  Ten odjazd zasmucił mą córkę.
Proteusz.  Czas, mości książę, umorzy ten smutek.
Książę.  To moje zdanie. Turyo tak nie myśli. —