Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   285   —

Cierpię dziś karę za miłości wzgardę,
Mściwa ta pani chłosta mnie dziś srogo,
I gorzkim postem i pokuty jękiem,
I łzami w nocy i w dzień westchnieniami;
Miłość albowiem za miłości wzgardę
Sen wygoniła z mych ócz uwięzionych,
Straż im kazała nad mym smutkiem trzymać.
Wiem teraz, miłość potężna to pani,
Pod jej dziś rózgą z pokorą wyznaję,
Że nioma cierpień od chłosty jej cięższych
Ani rozkoszy większych od jej łaski.
Teraz nie mówię, tylko o miłości,
Dziś mi za obiad, za sen, za wieczerzę
To jedno słowo miłość może stanąć.
Proteusz.  Dość na tem, czytam twój los w twoich oczach.
Czy to jest. bóstwo, przed którem się korzysz?
Walentyn.  To ona, wyznaj, to niebios mieszkanka.
Proteusz.  Nie, lecz wyznaję, ziemska doskonałość.
Walentyn.  Nazwij ją boską.
Proteusz.  Nie chcę jej pochlebiać.
Walentyn.  Mnie schlebiaj, miłość lubi uwielbienia.
Proteusz.  Gorzkieś mi dawał proszki w mej chorobie,
Gorzkie lekarstwo musisz dzisiaj przyjąć.
Walentyn.  Mów o niej prawdę; jeśli boską nie jest,
Wyznaj przynajmniej, że przez swoją piękność
Jest wszystkich ziemskich stworzeń monarchinią.
Proteusz.  Prócz mojej pani.
Walentyn.  Nie, żadnych wyjątków,
Lub wyjątkami krzywdzisz moją miłość.
Proteusz.  Mam prawo panią mą nad wszystko cenić.
Walentyn.  Zgoda, z mej strony ceny jej dorzucę,
Skoro jej przyznam ten wysoki zaszczyt,
Że będzie niosła pani mojej ogon,
By podła ziemia nie ukradła czasem
Pocałowania sukni mej kochanki,
A dumna zbytkiem skradzionego szczęścia,
Nie chciała dłużej wonnych kwiatów żywić,
Twardą się zimą na wieki oblokła.