Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   283   —

Książę.  Czy znasz go dobrze?
Walentyn.  Jak samego siebie,
Bom się z nim razem od dzieciństwa chował.
Lecz gdy, ja, nicpoń, mój czas marnowałem,
Puszczałem mimo błogie sposobności
Ubrania duszy w anielskie przymioty,
Młody Proteusz, bo to jego imię,
Umiał korzystać z chwil swojej młodości.
Młody on wiekiem, stary doświadczeniem,
W zielonej głowie dojrzały ma rozum.
Słowem, (bo wszelkie dane mu pochwały
Są nieskończenie niżej jego zasług),
On wszystkie ciała i duszy przymioty,
Godne prawego szlachcica posiada.
Książę.  Na honor, jeśli on twe sprawdzi słowa,
Toć on miłości cesarzowej godny,
I godny w radzie cesarskiej zasiadać.
Więc dobrze, szlachcic ten przybywa do mnie,
Przez kilku wielkich zalecony panów,
I czas niejaki spędzić tu zamierza.
Sądzę, że wieść ta nie jest ci niemiłą.
Walentyn.  Gdybym wybierał, nie wybrałbym lepiej.
Książę.  Więc go przyjmijcie wedle jego zasług;
Do was to mówię, Sylwio i sir Turyo,
Bo Walentyna nie trzeba zachęcać.
Gościa za krótką przyślę do was chwilę (wychodzi).
Walentyn.  To on jest, pani, o którym mówiłem,
Że byłby razem ze mną tutaj przybył,
Gdyby kochanki kryształowe oczy
W więzieniu jego nie trzymały źrenic.
Sylwia.  Pewno je teraz puściła na wolność,
Biorąc wierności inny jaki zakład.
Walentyn.  Nie wątpię, że są jeszcze jej więźniami.
Sylwia.  A więc jest ślepy, a jeśli jest ślepy,
Jak widział drogę, aby cię tu znaleźć?
Walentyn.  Miłość ma, pani, dwadzieścia par oczu.
Turyo.  Mówią, że miłość wcale oczu nie ma
Walentyn.  By widzieć takich, jak Turyo kochanków: