Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   282   —

Walentyn.  I twoje też głupstwo pikowane.
Sylwia.  Co? Pan Turyo się gniewa? Na twarzy się mieni?
Walentyn.  Zostaw mu pani tę wolność, bo to rodzaj kameleona.
Turyo.  Który ma większą ochotę krwią się twoją karmić, niż żyć twojem powietrzem.
Walentyn.  Co pan powiedziałeś?
Turyo.  Powiedziałem i skończyłem, jak na teraz przynajmniej.
Walentyn.  Wiem o tem dobrze; zawsze pan kończy przed zaczęciem.
Sylwia.  Piękna słów kanonada; panowie, i żwawo wykonana.
Walentyn.  Prawda, pani, dzięki naszemu ogniomistrzowi.
Sylwia.  Kto waszym jest ogniomistrzem, sługo?
Walentyn.  Ty sama, słodka pani, ty dodałaś nam ognia. Sir Turyo pożycza dowcipu od spojrzeń twoich, pani, a co pożyczył, wydaje wspaniałomyślnie w twojem towarzystwie.
Turyo.  Gdybyś wydawał, mości panie, słowo za każde moje słowo, niedługobym twój dowcip do bankructwa przyprowadził.
Walentyn.  Wiem o tem dobrze, mój panie, masz słów szkatułę, ale jest to jedyna moneta, jak myślę, którą możesz szafować twoim sługom, bo pokazuje się z ich przechodzonej liberyi, że żyją gołem pańskiem słowem.
Sylwia.  Dość tego, panowie, dość tego; mój ojciec nadchodzi.

(Wchodzi Książę).

Książę.  Jak widzę, córko, jesteś w oblężeniu.
Twój ojciec w dobrem zdrowiu, Walentynie;
Cobyś powiedział na list od przyjaciół
Z dobrą nowiną?
Walentyn.  Byłbym, panie, wdzięczny
Za wszelkie stamtąd szczęśliwe poselstwo.
Książę.  Czy ci znajomy rodak twój Antonio?
Walentyn.  O, znam go, panie, szlachcic to zamożny,
Powszechnie w całem szanowany mieście
Dla swoich zasług i swoich przymiotów.
Książę.  Wszak on ma syna?
Walentyn.  Tak jest, mości książę,
Godnego synem takiego być ojca.