Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   270   —

A jednak ton ten nie jest mi po myśli.
Julia.  Nie po twej myśli? Dlaczego?
Lucetta.  Za ostry.
Julia.  A ty za cierpka jesteś, kochaneczko.
Lucetta.  To teraz znowu twój ton spadł za nizko,
Popsuł harmonię gwałtownym przeskokiem,
A do kompletu trzeba nam tenoru.
Julia.  Ty raczej twoim popsułaś ją basem.
Lucetta.  Proteuszowi basowałam tylko.
Julia.  Zbyt tylko długo nudzą mnie te fraszki.
Patrz, jak traktuję piękne oświadczenia (drze papier).
Oddal się teraz, zostaw te szpargałki,
Nie tknij ich palcem, lub gniew mój obudzisz.
Lucetta.  Gniew to udany, bo myślę. że chętnie
O drugi taki listby się gniewała (wychodzi).
Julia.  Jakbym się chętnie gniewała o pierwszy!
Okrutne ręce, drzeć słowa tak czułe!
Obrzydłe osy, miodem się tym karmić
A pszczołę żądłem zabijać zatrutem!
Za karę każdy pocałuję świstek.
Patrz, dobra Julio, o, niedobra Julio!
Aby się pomścić za twoją niewdzięczność,
Imię twe rzucam na ostre kamienie,
I pogardliwie depczę twą pogardę.
Tu czytam ranny miłością Proteusz-,
Śpij na mem łonie biedne, ranne imię,
Póki się twoje nie zagoją rany,
A na lekarstwo weź ten pocałunek.
Tu znowu imię Proteusza widzę.
O, dobre wiatry, wstrzymajcie oddechy,
Dopóki wszystkich liter nie pozbieram!
Niech tylko moje okrutne nazwisko
Uniesie burza na szczyt groźnej skały,
I stamtąd w morskie rzuci je przepaście!
Tu w jednym wierszu dwakroć jego imię:
Biedny Proteusz, płonący Proteusz,
Do słodkiej Julii; wydrę to nazwisko;
Lecz nie, gdy on je tak wdzięcznie przylepił