Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dyana.  Nie znalazłam nigdzie.
Król.  Gdyś go nie miała żadnym z tych sposobów,
Jak dać go mogłaś?
Dyana.  Jam go też nie dała.

Lafeu.  Kobieta ta jest jak szeroka rękawica, mój królu, można ją włożyć i ściągnąć, jak się podoba.

Król.  To był mój pierścień, pierwszej jego żonie
Ja sam go dałem.
Dyana.  Mógł być twoją królu,
Lub jej własnością, nie wiem o tem wcale.
Król.  Ta mnie kobieta gniewać rozpoczyna;
Precz z nimi teraz, zamknąć ich w więzieniu.
Jeśli nie powiesz, skąd miałaś ten pierścień,
Umrzesz w godzinę.
Dyana.  Nie, nigdy nie powiem
Król.  Precz z nią!
Dyana.  Mój królu, dam poręczycielstwo.
Król.  Zaczynam wierzyć, żeś była towarem.
Dyana.  Przez Boga, królu, jeślim znała męża,
To ciebie chyba.
Król.  Czemuż go oskarżasz?
Dyana.  Bo on jest winny razem i niewinny.
On przysiądz gotów, żem nie jest dziewicą,
Jak ja gotowa przysiądz, że nią jestem.
Jeślim dziewicą nie jest nieskażoną,
To chyba jestem starca tego żoną (wskazuje Lafeu).
Król.  Ona z nas szydzi. Precz z nią do więzienia!
Dyana.  Matko, śpiesz, wprowadź mego ręczyciela.

(Wychodzi Wdowa).

Przyjdzie jubiler właściciel pierścienia,
On moją będzie przed sądem rękojmią.
A paniczowi, któremu się zdaje,
Że mnie pokrzywdził, choć palcem mnie nie tknął,
Przebaczam z serca, on dziś jeszcze wierzy,
Że uszczknął wianek z mojego ogrodu,
Gdy został ojcem żony swojej płodu;
W umarłem łonie młody puls już bije;