Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pajac.  Prawda, panie, ona była jak wonny majeranek w sałacie, albo jak piżmowe ziele.
Lafeu.  To nie do sałaty zioła, hultaju, ale dla nosa.
Pajac.  Niewielki ze mnie Nabuchodonozor; nie znam się na trawie.
Lafeu.  Powiedz, za kogo chcesz uchodzić, za łotra czy błazna?
Pajac.  Za błazna w służbie niewiasty, za łotra w służbie mężczyzny.
Lafeu.  Skąd ta różnica?
Pajac.  Schuchnąłbym mężczyznie żonę i sam pełnił jego służbę.
Lafeu.  To prawda, byłbyś łotrem na jego służbie.
Pajac.  A żonie jego oddałbym moje berło na jej służbę.
Lafeu.  Zgadzam się teraz z tobą; łotr z ciebie i błazen zarazem.
Pajac.  Na pańskie usługi.
Lafeu.  Nie, nie, nie!
Pajac.  A jednak, jeśli nie mogę służyć wielmożnemu panu, mogę służyć tak wielkiemu jak wielmożny pan księciu.
Lafeu.  Kto on, czy jaki Francuz?
Pajac.  Nosi on angielskie nazwisko, ale jego fizyognomia gorętsza we Francy i niż w tamtym kraju.
Lafeu.  Co to za książę?
Pajac.  Książę Czarny, alias książę ciemności, alias dyabeł.
Lafeu.  Weź tę sakiewkę; dając ją, nie myślę wcale odmawiać cię panu, o którym wspomniałeś; służ mu zawsze.
Pajac.  Rodziłem się w lesistej okolicy, gdzie ludzie kochają się w wielkim ogniu, a pan, o którym mówię, utrzymuje ciągle dobry ogień; ale że to monarcha świata, niechże jego szlachta zostanie na jego dworze. Co do mnie, przenoszę domek z ciasną furtką, przez którą trudno wcisnąć się pompie; mała liczba pokornych może się tam dostać, ale tłum zbyt delikatny i zbyt wielki zmarzluch, przenosi kwiecistą drogę, wiodącą do szerokiej bramy i wielkiego ognia.
Lafeu.  Idź sobie z Bogiem; zaczynasz mnie nudzić; uprzedzam cię o tem, bo nie chciałbym się z tobą pokłócić. Idź z Bogiem; dopilnuj, żeby o koniach moich