Nie, nie, nie, nigdy! Choćby w twoim domu
Rajskie powiewy studziły powietrze,
Pełniły służbę skrzydlate anioły.
Więc w świat się puszczę, a może wieść błoga
O mej ucieczce uszu twych doleci
I w twych cierpieniach pociechą ci będzie.
Zgaśnij dniu, przybądź cieniu upragniony!
Jak biedny złodziej z nim rzucę te strony (wychodzi).
Książę. Dowództwo jazdy mojej ci oddaję,
A błogim wpływom twoich gwiazd szczęśliwych
Powierzam ufny wszystkie me nadzieje.
Bertram. Ciężar to, panie, nad siły jest moje,
Biorę go jednak dla twojej miłości,
I wśród dział dymu bez trwogi poniosę.
Książę. Więc naprzód! naprzód! Na twoją przyłbicę,
Jakby kochanka piękna, dobrej wróżby,
Niechaj fortuna lotnym skrzydłem spadnie!
Bertram. Dziś, wielki Marsie, w twe szeregi wchodzę,
Tylko mi wedle myśli mych dopomóż,
A odtąd, póki żywota mi stanie,
Pokocham bębny, odepchnę kochanie. (Wychodzą).
Hrabina. I jakże mogłeś list z ręki jej przyjąć?
Czyś nie zrozumiał, że pisząc list do mnie,
Zrobić zamierza, co teraz zrobiła?
Raz jeszcze jeden odczytaj jej słowa.