Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pajac.  Nigdy mi się jeszcze nie powiodło gorzej z mojem: Ach, Boże! Mości dobrodzieju! Widzę, że długo mogą służyć rzeczy, ale nie mogą służyć na zawsze.
Hrabina.  Z czasem jak dobra igram gospodyni,
Gdy go wesoło z błaznem moim tracę.
Pajac.  Ach, Boże! mości dobrodzieju! — No, proszę, odpowiedź służy po staremu.
Hrabina.  Dość żartów! Słuchaj, oddaj to Helenie,
Wymagaj spiesznej na list odpowiedzi;
Poleć mnie krewnym moim i synowi.
Widzisz, niewiele —
Pajac.  Niewiele w tem dla mnie zarobku.
Hrabina.  Niewiele dla ciebie kłopotu. — Rozumiesz mnie?
Pajac.  Bardzo korzystnie. Stanę tam prędzej niż moje nogi.
Hrabina.  A wracaj co najspieszniej. (Wychodzą).

SCENA III.
Paryż. Pokój w pałacu królewskim.
(Wchodzą: Bertram, Lafeu i Parolles).

Lafeu.  Powiadają, że czasy cudów minęły. Nie brak dziś filozofów, którzy w proste i powszednie wypadki zmieniają rzeczy nadprzyrodzone i bezprzyczynne. Stąd idzie, że mniemaną mądrością oszańcowani, w śmiech obracamy cuda przerażające, gdy nam się należało stać w niewytłomaczonem osłupieniu.
Parolles.  Wyznaję, że to najosobliwszy przykład cudu, który się za naszych czasów wydarzył.
Bertram.  To prawda.
Lafeu.  Opuszczony od wszystkich mistrzów sztuki —
Parolles.  I ja tak mówię, od Galena i Paracelsa.
Lafeu.  Od wszystkich uczonych i patentowanych doktorów.
Parolles.  Tak właśnie; i ja tak mówię.
Lafeu.  Którzy chorobę jego za nieuleczoną ogłosili —
Parolles.  A, tu ich właśnie ruszyłeś w sedno; a i ja tak mówię.
Lafeu.  Bez ratunku —