Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Igły na lance, a serc swoich słodycz
Na wściekłość szału krwawej nienawiści.
Ludwik.  Tu skończ twój zapał i wracaj w pokoju;
Wyznajem, żeś nas przeszkalować zdolny.
Bądź zdrów; zbyt drogim czas się nam wydaje,
Aby z podobnym tracić go krzykaczem.
Pandulf.  Pozwól mi mówić.
Bękart.  Jeszcze nie skończyłem.
Ludwik.  Nie chcę jednego ni drugiego słuchać.
Uderzcie w bębny! Niechaj wojny język
Praw naszych broni i pochód nasz głosi.
Bękart.  Jak twoje bębny pod pałek ciosami,
Pod naszych szabel tak zaryczysz gradem.
Zbudź tylko echo głosem twoich bębnów,
A już gotowy bęben czeka tylko,
By równie głośną przynieść ci odpowiedź;
Zbudź je powtórnie, powtórna odpowiedź
Do chmur poleci z równą mu potęgą,
By tam piorunów urągać się grzmotom,
Bo Jan waleczny, nie rachując wiele
Na kulawego legata poselstwo,
Którego użył na żart nie z potrzeby,
Wisi nad tobą, a na jego czole
Śmierć blada siedzi, której przeznaczeniem
Ucztować dzisiaj na trupach Francuzów.
Ludwik.  Więc naprzód! idźmy szukać tego wroga.
Bękart.  Wierz mi, Delfinie, nie długa to droga (wychodzą).

SCENA III.
Tamże. Plac boju.
(Alarm. Wchodzą: król Jan i Hubert).

Król Jan.  Jak stoi bitwa? O, powiedz, Hubercie.
Hubert.  Boję się, licho. A zdrowie twe, królu?
Król Jan.  Gorączka z dawna krew moją paląca
Trawi mnie ciągle. O, serce me słabe (wchodzi posłaniec).
Posłaniec.  Brat twój, Faulconbridge, uprasza cię, królu,