Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Oddała ducha w paroksyzmie szału;
Przynajmniej takie posłuchy mnie doszły:
Fałsz to, czy prawda, nie mogę powiedzieć.
Król Jan.  Wstrzymaj twój pośpiech, groźna sposobności!
Bądź ze mną w związku, póki zagniewanych
Nie ułagodzę panów mojej ziemi.
Matka umarła! Jak moja się władza
Chwieje we Francyi! — Kto wojskiem dowodzi,
Które, jak twierdzisz, już wylądowało?
Poseł.  Delfin.
Król Jan.  W mej głowie twoje złe nowiny
Sprawiają zawrót. (Wchodzi Bękart i Piotr z Pomfretu).
No, i cóż świat mówi
Na twe postępki? Tylko mojej głowy
Złemi wieściami nie napychaj więcej,
I tak już pełna.
Bękart.  Jeśli co najgorsze
Lękasz się słyszeć, niech na twoją głowę
Niedosłyszane najgorsze to spadnie.
Król Jan.  Przebacz kuzynie, byłem odurzony
Falami prądu, lecz podniosłem głowę,
I nad falami wolno znów oddycham,
Gotowy słuchać choć najgorszych wieści.
Bękart.  Jak się sprawiłem między duchowieństwem,
Zebrane sumy dowodzą najlepiej.
Ale wracając, wszędzie spotykałem
Naród pod wpływem dziwnego złudzenia,
Potwornych wieści i marzeń opacznych,
Trwożny, nie wiedząc co trwogi powodem.
A oto prorok, którego prowadzę
Z ulic Pomfretu, gdzie go napotkałem,
Jak przepowiadał w niekunsztownych rymach
Tłumnie cisnącej za nim się gawiedzi,
Że nie przeminie południe przyszłego
Wniebowstąpienia, siłą konieczności
Wasza królewska mość złoży koronę.
Król Jan.  Czemuś tak wróżył, pusty marzycielu?
Piotr.  Bom wiedział, że me spełni się proroctwo.