Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/393

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Król.  Wszyscy tak dziwnie na mnie spoglądacie;

(Do W. Sędziego).

A ty najbardziej; jesteś przekonany,
Że cię nie lubię.
W. Sędzia.  Jestem przekonany,
Że sprawiedliwą król mierząc mnie miarą,
Nie znajdzie żadnych nienawiści przyczyn.
Król.  Żadnych? Czy może książę z mą przyszłością
Zapomnieć krzywdy, którąś mu wyrządził?
Następca tronu Anglii domniemany
Słowami lżony, w więzieniu zamknięty!
Czy rzecz to mała? możnaż taką krzywdę
Letejską obmyć wodą i zapomnieć?
W. Sędzia.  Królu, zastępcą twego ojca byłem,
Byłem obrazem jego majestatu.
Gdym prawa jego wymierzał ludowi,
Czuwał nad dobrem rzeczypospolitej,
Książe, na godność moją niepamiętny,
Na sprawiedliwość i na praw majestat,
Na obraz króla, który mnie uświęcał,
Na krześle mojem uderzyć mnie śmiałeś;
Jam też bez trwogi powagi mej użył,
I do więzienia posłał winowajcę,
Co we mnie króla a nie mnie obraził.
Jeźlim źle zrobił, królu mój, więc pozwól,
Dziś, gdy koronę włożyłeś na skronie,
By syn twój prawom twoim się urągał,
Z twych trybunałów wygnał sprawiedliwość,
Bieg prawa przerwał i miecz ten przytępił,
Który pokoju publicznego broni,
I bezpieczeństwa osoby twej strzeże;
Lecz niedość, pozwól, by twój obraz krzywdził,
I szydził z ciebie w twym przedstawicielu.
Postaw się myślą w takiem położeniu;
Bądź ojcem, królu, przypuść, że to syn twój,
Słuchaj, jak twoją godność profanuje,
Z groźnej powagi twoich praw się śmieje,
I patrz, jak tobą własny syn twój gardzi,