Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Łazarz, którego członki febrą słabe
Gną się pod życiem jak wiotkie zawiasy,
Nagle, jak ogień, rwie się w paroksyzmie
Z rąk swoich stróżów; tak i moje członki
Słabe cierpieniem, w paroksyzmie żalu
W trójnasób dawne odzyskują siły.
Precz więc odemnie, kulo niedołężna!
Stalowe dzisiaj trzeba rękawice
Na dłoń tę wsunąć; precz, chorych zawoje!
Zbyt słabą głowy jesteście obroną,
W którą zwycięstwem syty godzi książę.
Żelazem teraz uwieńczcie mi skronie!
Niech przyjdą teraz najstraszniejsze chwile,
Jakie wymyśleć mogą czas i zemsta,
Z Northumberlanda mierzyć się wściekłością!
Niech teraz niebo pocałuje ziemię!
Ręka natury niechaj nie wstrzymuje
Śluz potopowych! niech skona porządek!
Niechaj przestanie świat ten być teatrem,
Na którym wojna wlecze się powoli;
Ale niech wszystkie serca jedno czucie
Pierworodnego owładnie Kaina!
By tam, gdzie wszyscy krwi zarówno łakną,
Mordercza scena prędzej się skończyła,
A ciemność wszystkich spólnym była grobem!
Travers.  Zbytnia namiętność zabija cię, panie.
Lord Bard.  Nie rób rozbratu, hrabio, z roztropnością.
Morton.  Zdrowie twe, panie, jedyną jest tarczą
Stronników, sprawie twojej poświęconych,
A zdrowie twoje nie zdoła wytrzymać
Tak gwałtownego uniesień wybuchu.
Obrachowałeś wprzód wojny hazardy,
Zliczyłeś wprzódy wszystkie jej następstwa,
Nim rzekłeś, panie: dobądźmy oręża!
Przewidywałeś, że w ciosów podziale
Syn twój szlachetny mógł poledz śród boju,
Że nad przepaścią szedł po ostrzu miecza,
Gdzie upaść łatwiej, niż brzegu dosięgnąć;