Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
68
KUPIEC WENECKI.

Szylok. Za cóżbym miał się obawiać wyroku,
Gdy nic nie czynię niesprawiedliwego?
Macie niemało płatnych niewolników,
Których na równi z osłami i psami
Do jak najniższych posług używacie,
Dlatego, żeście ich kupili. Gdybym
Ozwał się do was: powróćcie im wolność,
Przyjmcie ich w grono swej rodziny; po co
Wkładacie na nich tak wielkie ciężary?
Niech mają łoża tak miękkie jak wasze,
I strawę równie wykwintną jak wasza.
Wy odpowiecie: „toż ci niewolnicy
Są przecie naszą własnością;“ podobnież
Ja odpowiadam: ten marny funt mięsa,
Którego żądam, moją jest własnością;
Drogom go kupił i chcę go posiadać:
Jeśli mi tego odmówicie, hańba
Waszemu prawu! Ustawy Wenecyi
Są czczą literą, mocy nie mającą.
Czekam na wyrok; usłyszęż go dzisiaj?
Doża. Z mocy urzędu odroczym na później
To posiedzenie, jeżeli Bellaryo,
Uczony doktor, którego wezwałem
O rozpoznanie przedmiotu tej sprawy,
Dziś nie przybędzie.
Salarino. Panie, tam za drzwiami
Stoi posłaniec z listem od doktora,
Świeżo przybyły z Padwy
Doża. Niechaj wnijdzie.
Bassanio. Śmiało, Antonio! Nie trać serca: oddam
Krew mą żydowi, ciało, kości, wszystko,
Nim za mnie jedną kroplę krwi uronisz.
Antonio. Jak zarażony skop, z całego stada
Najstosowniejszy jestem na śmierć, bracie;
Najsłabszy owoc najpierw spada z drzewa,
Niechże i ze mną stanie się podobnież.
Nie żądam innej przysługi od ciebie,
Drogi Bassanio, jak żebyś żył dalej
I mnie położył nagrobek.