każdego uczciwego człowieka suknia przystaje złodziejowi.
Profos. Zgodziliście się?
Błazen. Chcę mu służyć, panie, bo widzę, że taki oprawca, to ma daleko pokorniejsze rzemiosło, aniżeli taki rajfur; błaga on daleko częściej o przebaczenie.
Profos. A miejcie tam, jegomość, pieniek i topór w pogotowiu na jutro rano na czwartą.
Kat. Chodź, rajfurze; poduczę cię swego rzemiosła; dalej!
Błazen. Bardzo jestem żądny nauki, panie, a spodziewam się, że gdy będziecie mieli sposobność użyć mnie dla samego siebie, to zobaczycie, że się dobrze sprawię; bo doprawdy, panie, za waszą dobroć zasłużyliście sobie na wzajemność.
Profos. Niech tutaj przyjdzie Bernardyn i Klaudyo.
Żal mi jednego; lecz tamten morderca,
Choćby był bratem, nie znajdzie tu serca.
Patrzaj, Klaudyuszu, to twój wyrok śmierci;
Teraz jest północ, a o ósmej rano
Już nieśmiertelny-ś. A gdzie jest Bernardyn?
Klaudyo. Tak twardo zasnął, jak bezgrzeszny mozół,
Kiedy zacięży na kościach wędrowca;
Ani go zbudzić.
Profos. I jemu nikt w świecie
Już nie pomoże. Idź się przygotować.
Lecz cyt! ten hałas!
Niechże twojej duszy
Pociechę zeszlą niebiosa.
Już idą!
Z ułaskawieniem pewnie lub z odwłoką
Dla szlachetnego Klaudya. — Witam, ojcze.