Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
46
MIARKA ZA MIARKĘ.

Izabella. Tak, wieczne więzienie;
Chociaż świat cały byłby ci otwarty,
Ciebie to jedno ciągle by więziło.
Klaudyo. Cóżto takiego?
Izabella. Coś, że gdy to przyjmiesz,
To z pnia swojego wszystek zedrzesz honor
I pozostaniesz nagi.
Klaudyo. A więc wyjaw.
Izabella. Boję się ciebie, Klaudyo, drżę, byś czasem
Nie chciał przedłużać febrycznego życia;
Byś sześć lub siedem zim nie cenił bardziej,
Niż wieczny honor. Masz odwagę umrzeć?
Uczucie śmierci jest tylko pojęciem;
A marny owad, gdy go nadepcemy,
Cielesną mękę czuje tak boleśnie
Jak konający olbrzym.
Klaudyo. I dla czego
Tak mnie zawstydzasz? Czy myślisz, że zechcę
Czerpać odwagę z słabiutkiego kwiecia?
Jeśli trza umrzeć, jak oblubienicę
Mrok ten powitam i zamknę w ramiona.
Izabella. To mówi brat mój; to ojciec przemawia
Z swojej mogiły! Tak, ty musisz umrzeć!
Nazbyt szlachetny-ś, by ocalać życie
Podłymi środki. Ten na pozór święty
Sędzia, którego surowe oblicze,
Którego słowo mierzone przeraża
Młodość i płoszy szaleństwo — jak kury
Jastrząb — jest dyabłem; wyczerpnij mu błoto
Z wnętrza, a ujrzysz kałużę, głęboką
Jak samo piekło.
Klaudyo. Poważny Angelo?
Izabella. O, ta powaga to chytry strój piekła,
Osłaniający ciało potępieńców
Szatą świętości! Czy mniemasz, mój Klaudyo,
Że jeśli jemu oddam swą dziewiczość,
To będziesz wolny?
Klaudyo. Nieba! czyż być może?
Izabella. Za grzech ten ciężki gotów ci pozwolić,
Byś grzeszył dalej. Tej nocy mam spełnić