Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/75

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.
    67
    AKT CZWARTY. SCENA TRZECIA.

    Razi tej rzeźni wyziew obrzydliwy.
    Mnie całkiem dusi ciężki zapach grzechu.
    Biżot. Precz, precz do Buri — łączmy się z delfinem.
    Pembrok. Powiedz królowi, niech nas tam poszuka.

    (Wychodzą).

    Bękart. Piękny świat! — Czy ci sprawka ta znajoma?
    Choć państwo łaski nie ma granic, jednak,
    Jeśliś się ty dopuścił tego czynu,
    Tyś potępiony.
    Hubert. Racz-że mnie posłuchać.
    Bękart. Słuchaj, coć powiem: tak, tyś potępiony,
    Tyś czarny — nic już nie ma czarniejszego,
    Tyś głębiej potępiony, niż lucyper,
    I żaden dyabeł w piekle nie tak brzydki,
    Jak ty, jeżeliś ty to dziecko zabił.
    Hubert. Klnę się zbawieniem...
    Bękart. Jeśliś tylko przystał
    Na ten okrutny czyn, to idź, rozpaczaj,
    A gdy ci braknie sznurka, nić najcieńsza,
    Którą wysnuwa pająk z swego serca,
    Zdławić cię zdoła, trzcinka będzie belką,
    Na której możesz się powiesić, albo,
    Jeżeli zechcesz się utopić, nalej
    Na łyżkę wody, ona oceanem
    Będzie i stanie, abyś się w niej zalał.
    Ja cię mam w silnem podejrzeniu.
    Hubert. Jeślim
    Zgrzeszył czynnością, myślą, przyzwoleniem,
    W odjęciu tego życia i oddechu,
    Które ta piękna glina zamykała,
    Niech piekłu braknie dla mnie dość męczarni.
    Jam go zostawił zdrowym.
    Bękart. Teraz weź go
    I nieś na plecach. — Gubię się, zdumiony,
    I zdaje mi się, żem już stracił drogę
    Wśród przygód i wśród cierni tego świata. —
    Jak łatwo wzniosłeś w górę całą Anglię!
    Z tego obłomka martwej dostojności
    Ojczyzny naszej, życie, prawo, prawda,
    Do nieba uleciały. Cóż zostaje