Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/61

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.
    53
    AKT CZWARTY. SCENA PIERWSZA.

    Słówka miłości, a ja, syn książęcy,
    Jam ci w chorobie wiernie usługiwał!
    Możesz pomyśleć, że ta miłość moja
    Była udaną, nazwiesz ją chytrością...
    Jeśli chcesz — nazwij. Jeśli taka wola
    Nieba, że musisz krzywdę mi wyrządzić,
    Co robić? wyrządź. — Chcesz więc oczy moje
    Zgasić? te oczy, co na ciebie nigdy
    Źle nie spojrzały i nie spojrzą nigdy?
    Hubert. Przysiągłem, muszę... tak jest, rozpalonem
    Żelazem muszę wypiec twoje oczy.
    Artur. O! niktby tego nie uczynił, gdyby
    Wiek tak żelaznym nie był. I żelazo
    Do czerwoności rozpalone, gdy się
    Do ócz mych zbliży, moich łez napije,
    Gniew swój gorący zgasi i ostygnie
    W tym czystym płynie mojej niewinności,
    I potem rdzą się strawi, że na krzywdę
    Ócz moich ogień w swojem łonie tliło.
    Będziesz-że twardszym niźli stal? O! gdyby
    Anioł zszedł do mnie, gdyby mi powiedział,
    Ze Hubert oczy mi wypali, jabym
    Wierzyć mu nie chciał i nikomu, tylko
    Tobie jednemu.
    Hubert. (Tupa nogą — słudzy wchodzą z żelazem). Róbcie, com wam kazał.
    Artur. Ratuj! Hubercie! ratuj! — na sam widok
    Tych krwawych ludzi oczy moje gasną.
    Hubert. Dajcie żelazo — związać go — mówiłem.
    Artur. Ach! pocóż masz być tak gwałtownie dzikim!
    Ja się nie ruszę, będę stał jak kamień.
    Na miłość Boską, nie wiąż mię, Hubercie!
    Słuchaj, Hubercie! wypędź precz tych ludzi,
    A ja tu cicho legnę, jak baranek;
    Ani drgnę, ani słowa nie wymówię,
    Ni na żelazo z gniewem nie popatrzę:
    Tylko tych ludzi wypędź, ja ci chętnie,
    Chętnie przebaczę wszystkie te katusze.
    Hubert. Idźcie, tam stójcie — ja sam z nim zostanę.