Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zarówno w bogów jak ludzi obliczu,
Zapieczętuje koniec mowy mojej!
Przy takiej dwójcy władz, gdzie jedna strona
Słusznie pogardza, a druga niesłusznie
Miota obelgi; gdzie ród, tytuł, mądrość
Niczego zgoła stanowić nie może,
Bez potwierdzenia albo odrzucenia
Masy głupoty — prawdziwe potrzeby
Ustąpić muszą chwilowym błyskotom;
A gdzie jest taka przewrotność, tam wszystko
Prędzej czy później musi się przewrócić.
Dlatego wzywam was, którym przystoi
Nie lękliwymi być lecz przezornymi,
Którzy podstawy egzystencyi państwa
Bardziej kochacie, niż się domyślacie,
Jak mało braknie im, żeby runęły;
Którzy szlachetny żywot przekładacie
Nad długowieczny i wolicie raczej
Heroicznemi dryakwiami chore
Przesadzić ciało, niż oddać je śmierci
Na pewną pastwę: wyrwijcie od razu
Ten język paszczy pospólstwa, nie dajcie
Im lizać miodu, który jest dlań jadem.
Uszczerbek waszej powagi przynosi
Uszczerbek zdrowej loice, odbiera
Właściwą godność państw u, przyprawiając
Je o niemożność świadczenia dobrodziejstw
Wśród złego, które śmie je kontrolować.
Brutus. Dość już powiedział.
Sycyniusz.Mówił jako zdrajca
I jako zdrajca odpowie.
Koryolan.Nędzniku!
Przepadnij w wzgardzie! — Na lichoż ludowi
Ta drań trybunów? od których zależny
Odmawia wyższej władzy posłuszeństwa?
W zamęcie buntu obrano ich, w chwili,
Gdy nie potrzeba, aby mus był prawem.
Niechże na odwrót w sposobniejszej chwili
Musi być prawem to, co jest koniecznem,
I wpływ ich legnie w prochu!