Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak pod murami jak i w murach Koryol —
Tu muszę wyznać, że nie będę w stanie
Sprostać mu żadnym opisem — powstrzymał
Uciekających i nieporównanym
Przykładem swoim sprawił, że lękliwym
Niebezpieczeństwo stało się igraszką.
Jak przed okrętem żaglolotnym fala,
Tak przed naciskiem jego dłoni wszystko
Ustępowało i padało. Jego
Miecz, (stępel śmierci) gdziekolwiek zabłysnął,
Wszędzie ślad wyrył. Od stóp aż do głowy
Cały wydawał się jakąś żyjącą
Masą krwi, której — wszelkim poruszeniom
Towarzyszyły jęki konających.
Sam jeden wkroczył w groźne bramy miasta,
Aby się zgubnym stać jego obrońcom;
Sam bez pomocy wyszedł z nich i nagle
Nowych nabrawszy sił, spadł jak planeta
Na mury Koryol. Cokolwiek się stało,
Jego jest dziełem. Kiedy trud wojenny
Zaczynał czasem nieco wątlić jego
Przytomne władze wtedy podwojony
Duch jego dawał w mgnieniu oka odsiecz
Fatydze ciała. Szybkim zwrotem przeszedł
Na pole bitwy, jak geniusz zagłady,
Depcąc tych, co mu śmieli opór stawić.
I pókiśmy się nie stali panami
Tak pola bitwy jak i miasta, poty
Nie ustał w pracy, aby choć na chwilę
Dać folgę piersi wytchnieniem.
Meneniusz.To człowiek!
Pierwszy senator. Wart on ze wszech miar tego dostojeństwa,
Na jakie chcemy go wynieść.
Kominiusz.On łupy
Odtrącił nogą, skarbami pogardził,
Jak pospolitem śmieciem. On nie pragnie
Niczego więcej nad to, co ostatnia
Nędza dać może; nagrodę swych czynów
Znajduje w samychże czynach, i dość mu
Działać dla tego tylko, żeby zdziałać.