Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Larcyusz.O, wodzu!
Oto jest rumak, my tylko czapraki.
Gdybyś był widział!
Marcyusz.Przestań! moja matka
Posiadająca szczególny przywilej
Do wynoszenia zalet swego rodu,
Chwaląc mnie, przykrość mi sprawia. Zrobiłem
To, co wy, to jest, co mogłem; jednaki
Mieliśmy bodziec, to jest myśl, że przez to
Służym ojczyźnie. Kto wypełnił tylko
To, czego pragnął, ten w zasłudze stoi
Ze mną na równi.
Kominiusz.Nie będziesz ty grobem
Twych cnót, Rzym musi znać wartość swych dzieci.
Występkiem by to było, i zaprawdę
Gorszym niż kradzież, gorszym niż oszczerstwo,
Kryć czyny twoje i przemilczać o tem,
Co podniesione do szczytu uwielbień,
Skromnem by jeszcze się zdało. Dlatego
Pozwolisz, abym (w celu okazania
Czem jesteś, nie zaś w dank za to, coś zdziałał)
Przemówił do cię przed obliczem wojska.
Marcyusz. Rany me, chociaż same przez się błahe,
Bolałyby mnie, gdybym o nich słyszał.
Kominiusz. Gdyby je raczej milczeniem pokryto,
Wtedyby słusznie mogły się rozgnoić
I zgangrenować; byłaby to bowiem
Niewdzięczność gorsza niż drażniący plaster.
Z wszystkich tych koni (którycheśmy wzięli
Nie małą ilość i to dobrej rasy),
Z wszystkich tych skarbów, których nam dostarczył
Ich gród i obóz, wolno ci dziesiątą
Część wziąć na własność, oddajem ją tobie
Przed uczynieniem ogólnego działu
I zostawiamy ci wybór.
Marcyusz.Dziękujęć,
Wodzu! nie mogę jednak w żaden sposób
Na sercu mojem wymódz przyzwolenia,
Iżbym zapłatę przyjął za usługi