Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
200
JULIUSZ CEZAR.

I my to teraz, my, cośmy przeleli
Krew najpierwszego z tegoczesnych mężów,
Za to jedynie, że cierpiał łupiestwa,
Myż to dziś mamy brudzić sobie palce
Plugawym wziątkiem i rozległy zakres
Obywatelskich dostojeństw sprzedawać
Za garść barłogu? Zaprawdę, wolałbym
Sto razy być psem, co szczeka na księżyc,
Niżeli takim Rzymianinem,
Kasyusz. Nie szczekaj na mnie, Brutusie, nie zniosę
I Tego obejścia. Chcąc mnie upokorzyć,
Zapominasz się, jam żołnierz, Brutusie,
Starszy od ciebie w praktyce i prędzej
Mógłbym ja tobie dyktować warunki,
Niż ty mnie.
Brutus. Tegobyś nie mógł, Kasyuszu.
Kasyusz. Mógłbym.
Brutus. Powiadam, że nie.
Kasyusz. Nie wyczerpuj
Mej cierpliwości; mógłbym się zapomnieć.
Miej wzgląd na siebie, nie kuś mego gniewu.
Brutus. Idź, gardzę tobą.
Kasyusz. Czy podobna?
Brutus. Słuchaj,
I nie przerywaj mi. Cóż to, czy myślisz,
Że ja wybrykom twoim kadzić będę;
Że zadrżę, gdy mi urąga szaleniec?
Kasyusz. O, bogi! bogi! mamże znieść to wszystko?
Brutus. To wszystko? Więcej jeszcze: Wrzej z wściekłości,
Dopóki dumne twe serce nie pęknie,
Idź, pień się w obec twoich niewolników
I każ służalcom twym truchleć. Co? jażbym
Miał się chwiać? ja stać na palcach przed tobą?
Czołgać się przed twym humorem? Na bogi,
Musisz sam w sobie strawić jad twej żółci,
Chociażby ci miał wnętrzności rozsadzić.
Od dzisiaj gniew twój jest dla mnie igraszką
I pośmiewiskiem.
Kasyusz. Do tegoż to przyszło?