Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 6 Pisma krasomówcze.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Wystąpił problem z korektą tej strony.
O MOWCY.

XIĘGA TRZECIA.

I. Kiedym się zabierał, bracie Kwincie, do powtórzenia i zapisania w tej trzeciej xiędze mowy, jaka miał Krassus po skończonej Antoniusza rozprawie, przykre zaiste przypomnienie odnowiło żal i smutek mej duszy. Ów nieśmiertelności godzien geniusz, z ową słodyczą charakteru, z ową cnotą L. Krassa, zgasł nagłą śmiercią w dziesięć dni zaledwie po owym dniu, o którym ci mówiłem w poprzedniej xiędze, i w tej także mówić będę.

Powróciwszy ostatniego dnia igrzysk scenicznych do Rzymu, gwałtownie wzruszony został wiadomością o mowie do ludu konsula Filippa[1], w której między innemi powiedział, że musi postarać się o inną radę, ponieważ z teraźniejszym senatem nie może dobrze sprawować Rzeczypospolitej. Rano 13 września, gdy się senat w znacznej liczbie zgromadził, trybun Druzus, który go zwołał, po wielu narzekaniach na konsula, wniósł żeby o tem radzono, że ten urzędnik z takiem ubliżeniem powstał w zgromadzeniu ludu na ten pierwszy stan Rzeczypospolitej. Zawsze się Krassowi zdarzało, jak słyszałem od najświatlejszych ludzi, kiedy miał mowę po należytem przygotowaniu, wzbudzić mniemanie, że nigdy piękniej nie mówił; ale wszyscy się na to zgodzili, że jeżeli zawsze wszystkich innych przewyższał, w owym dniu sam siebie przewyższył.

  1. Obacz wstęp do tego dzieła.