Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 2 Mowy.djvu/568

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Wystąpił problem z korektą tej strony.

jeszcze raz w tę samę niedolą, niżeli przywieść na mych obrońców, na mych zachowawców takę klęskę. Azali mógłbym pozostać w Rzymie po wypędzeniu ludzi, którzy to sprawili, że w nim mieszkać mogę? Nie, sędziowie, to niepodobna. Nie, to pacholę, którego łzy świadczę o miłości synowskiej, straciwszy ojca z mojej przyczyny, nic ujrzy mnie szczęśliwym i spokojnym pomiędzy wami, nie powie z płaczem, ile razy mnie zobaczy, że widzi we mnie sprawcę ojcowskiego i swego nieszczęścia. Jaki was kolwiek los spotka, ja się z wami nie rozłączę. Nic mnie nie rozdzieli z tymi, których z mojej przyczyny okrytych żałoba widzicie; nigdy obce narody, którym mnie senat polecił, którym za mnie dziękował, nie zobaczą Sextiusza wygnanego z mego powodu beżem nie.
Ale bogowie nieśmiertelni, którzy mnie wracającego w świątyniach swoich przyjęli, otoczonego tymi samymi obywatelami wraz z konsulem, P. Lentulem, i sama Rzeczpospolita, nad którą niema nic dla nas świętszego, sąd o tem, sędziowie, mocy waszej zdali. Wyrokiem waszym możecie pokrzepić sposób myślenia dobrych, ukrócić śmiałość złych, zapewnić sobie pomoc tych najlepszych obywateli, mnie orzeźwić, Rzeczpospolite odnowić. Proszę was tedy i zaklinam, jeśliście mnie ocalić chcieli, abyście i tych zachowali, przez których mnie odzyskaliście.