Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 2 Mowy.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łożnik, jaka wszetecznica, jaki skaziciel młodzieży, jaki sam skażony, słowem jakikolwiek zbrodzień, któryby nie wyznał że żył z Katyliną w najściślejszej przyjaźni? Jakież od lat kilku popełniono bez niego zabójstwo? jakiego porubstwa sam nie popełnił? Czy miał kto kiedy takie jak on ponęty do bałamucenia młodzieży? sam pełen sprośnej ku niektórym namiętności, jednym służył w dogodzeniu ohydnej chuci, drugim obiecywał nasycenie wyuzdanych pożądliwości, innym podsuwał nie tylko myśli, ale i sposoby przyspieszenia śmierci rodzicom. Teraz też widzimy jak prędko zgromadził niezmierne mnóstwo łotrów z miejskiego i wiejskiego motłochu. Nie było człowieka zadłużonego ani w Rzymie, ani w jakim zakątku Italii, któregoby w ten szkaradny związek nie wciągnął.
V. Abyście poznać mogli, że najsprzeczniejsze skłonności w tym się pomieściły człowieku, powiem wam że między śmielszymi cokolwiek do mordu wysiekaczami niemasz żadnego, któryby się najpoufalszym przyjacielem Katyliny nie mienił; między lekkomyślniejszymi i niegodziwszymi komedyantami niemasz także żadnego, któryby nie powiedział że mało nie brat za brat z nim żył. Ci ludzie wysławiają go jako nawykłego do trudów człowieka, a to dla tego że puściwszy się na życie hultajskie, i na rozboje, miał sposobność wprawić się do znoszenia chłodu, głodu, pragnienia, niespania, obracając na sromotne swawole i zuchwałe zbrodnie dane mu od natury zdolności do podejmowania pracy i ćwiczenia się w cnocie.
Gdyby za nim udali się wszyscy jego towarzysze, gdyby ta podła zgraja desperatów wyszła z miasta, o! jakże bylibyśmy szczęśliwi! co za błogi stan Rzeczypospolitej! co za prześwietna chwała mego konsulatu i Albowiem ich namiętności przebrały miarę, ich nadludzkie zuchwalstwo wychodzi z granic, i cierpianem być dłużej nie może: o niczem nie myślą jedno o mordach, jedno o pożogach, jedno o łupieztwie; ojczyste majątki potrwonili, swoje własne zmarnowali oddawna, a teraz już i kredytu nie mają, a jednak pozostały im te same żądze, jakie mieli w dostatkach. Gdyby po to tylko schodzili się na swe biesiady i kosterskie zabawy, żeby się najedli, napili i w cielesnych nurzali rozkoszach, byliby może znośni, choćby należało stracić wszelką o nich nadzieję; ale czyż można znieść żeby podli tchórze czyhali na ludzi najodważniejszych, najgłupsi na najrozumniejszych, pijacy na trzeźwych, ospali na